„Dawka życia” Lizzie Enfield

„Dawka życia” Lizzie Enfield

Obiecałam sobie, że w ty roku przeczytam minimum 12 książek. Chociaż jedną miesięcznie. Kiedy tyle dzieje się w okół mnie trudno znaleźć czas na czytanie, a nie chce z tego zrezygnować. Przyznaję się bez bicia, że mam zaległości w tym moim planie, ale powoli go realizuję. Tym razem sięgnęłam po książkę „Dawka życia” Lizzie Enfield.


Kontrowersja

Przeglądałam właśnie „Przyjaciółkę” czy inną „Panią domu”, kiedy trafiłam na reklamę tej właśnie książki. Moją uwagę przykuł nagłówek. Brzmiał dokładnie tak: „Szczepić czy nie szczepić? Emocjonująca powieść o rodzicielskich dylematach”. Dalej był krótki opis fabuły.
Zwróciłam uwagę na ten konkretny nagłówek, bo dzień wcześniej czytałam dyskusję, a raczej gówniarską pyskówkę, czy też gównoburzę, o tym, jak to podobno trzeba wypłukać metale ciężkie z ciała dziecka po przyjęciu szczepionki. Ba, trzeba z dzieckiem iść do znachora, bo tylko on może pomóc w takim przypadku. Dobrodusznie pozostawię to bez komentarza i nie będę wyśmiewać poziomu intelektualnego osób głoszących podobne rewelacje. Staram się bardzo nie porównywać owych ludzi z amebami, bo obawiam się, że te maleńkie istotki mogłyby się czuć pokrzywdzone. Ale do rzeczy. Czytając tą wymianę zdań, byłam w szoku, że mając dostęp do książek, publikacji naukowych, wyników badań, internetu, ktoś ciągle woli wierzyć w zabobony niż stawić czoła faktom.

Temat szczepień w ogóle ostatnio stał się mocno kontrowersyjny, z niewiadomych mi przyczyn. Kiedy więc zobaczyłam opis książki „Dawka życia” miałam nadzieję, że tak jak obiecywało streszczenie, poznam jasno i przekonująco wyłożone argumenty obu stron. Miała to być poruszająca historia, która skłania do refleksji i budzi emocje.

Nie przeczytałam żadnej książki od maja (aż wstyd się przyznać!). Pomyślałam więc, że zanim powrócę do książek, które mocno skłaniają mnie do myślenia, zacznę od czegoś lżejszego, od czegoś, co wywoła we mnie emocje zamiast potoku przemyśleń. Liczyłam na poruszającą historię, taką typową dla kobiet. Kiedy zobaczyłam rekalmę tej książki, zamówiłam ją jeszcze tego samego dnia.

Od pierwszych stron historia mnie wciągnęła. Początkowo, rzeczywiście  zapowiadało się ciekawie. Niestety, im dłużej czytałam, tym bardziej czułam się rozczarowana. Temat szczepień, w moim odczuciu, był dobrym wabikiem do przedstawiania zupełnie innej historii.

Prawda

Isobel postanowiła nie szczepić swoich dzieci. Jej najstarsza córka zachorowała na odrę. Odrą zaraża się maleńka Iris, córka przyjaciół Isobel. Dziewczynce udaje się wyjść z choroby, ale całkowicie traci słuch. Akcja zaczyna się w momencie, gdy Isobel dowiaduje się o głuchocie Iris. Powieść miała ukazywać, jakie były rodzicielskie dylematy, jak obie rodziny radzą sobie z poczuciem winy i strachem.

Jednocześnie książka jest napisana w ciekawej konwencji. To zabieg odpowiedni dla przedstawienia zróżnicowanych poglądów. Każde kolejne zdarzenie jest opisane z perspektywy dwóch osób. Pierwszą jest oczywiście Isobel, sprawczyni całej sytuacji. Drugą perspektywę przedstawia Ben, ojciec głuchej dziewczynki. Z każdą kolejną kartką książki, poznajemy ich coraz lepiej i coraz głębiej wchodzimy do ich świata. Dodatkowo, cała opowieść, jest napisana, prostym i nieskomplikowanym językiem. Te dwa fakty sprawiają, że czyta się szybko, łatwo i przyjemnie. Pochłonęłam tę książkę w zaledwie dwa wieczory.

Jak już pisałam, coraz bardziej poznajemy dwójkę głównych bohaterów i łączące ich relacje. W pewnym momencie orientujemy się, że cała ta historia ma drugie dno, że wcale nie chodzi tu o szczepienia. Dużo ważniejsze, od tragedii, która się wydarzyła, są relacje między Isobel i Benem. Uwaga, będę teraz zdradzać stanowczo za dużo, więc dalej czytasz na własną odpowiedzialność. Okazuje się, że Isobel jest wielką, niespełniona miłością Bena. Mimo upływu lat, nie umie on zapomnieć o uczuciu i żonie swojego najlepszego kumpla. Gdzieś po drodze mamy oczywiście jakąś zdradę. A jakże. Miłość, namiętność, zdrada – zdaje się, że jak książka jest podpisana „dla kobiet” to bez tych elementów się nie obejdzie. Gdzieś po drodze gubi się jednak dyskusja o zasadności szczepień, a zaczyna wylewać się egoizm i głupota bohaterów przy akompaniamencie pragnienia zemsty. No cóż, nie tak miało być…

Kończę, ze zdradzaniem pikantnych szczegółów i wracam do ogółów. Przede wszystkim mam ochotę obojgu bohaterom powiedzieć coś w stylu „nie bądź pizda”. Dużo jest takiego klasycznego jojczenia, które do niczego nie prowadzi. Miało być wzruszająco, a nie było. Nie żal mi tej dwójki. Nie współczuję tak naprawdę żadnemu z nich. Od dłuższego czasu trzymam się przekonania, że to my sami kreujemy naszą rzeczywistość. Isobel i Ben są sami sobie winni, że właśnie tak potoczyło się ich życie i nie chodzi mi tu o głuchotę Iris, ale o całokształt. Jeśli komukolwiek współczuję to właśnie Iris, bo małe dzieci nigdy nie są niczemu winne i Maggie, żonie Bena.

Jeśli chodzi o zakończenie, to jest jedno z tych, które mnie szczególnie irytują. Nic nie jest tak naprawdę rozstrzygnięte, nie było wielkiego „bum”, a czytelnik ma sam sobie dośpiewać, jak to się mogło skończyć. Jedyne co można robić to spekulować, co tak naprawdę chciał przekazać nam autor. „Dawka życia” Lizzie Enfield kończy się tak po prostu. Przechodzisz do kolejnej strony i chcesz czytać dalej, a tu okazuje się, że dupa, bo to już koniec historii. Nie wiemy, czy zdarzenie przedstawione na koniec jest zrządzeniem losu, czy celowym działaniem, ani jakie będą jego konsekwencje. No gdyby na końcu był jakiś dopisek w stylu „ciąg dalszy nastąpi” mogłabym to zrozumieć. A tak jestem zwyczajnie sfrustrowana i rozczarowana, jak po kiepskim seksie. Miało być wielkie wow, a tu taka klapa.

 

Podsumowanie

Autor: Lizzie Enfield
Tytuł: „Dawka życia”
Rok wydania: 2017
Ilość stron:  ok. 400
Dla miłośników: wkurwiających zakończeń bez rozstrzygnięcia, dylematów miłosnych i rodzicielskich, lekkich i niewymagających książek, do poczytania w wolnej chwili, na plaży
Czy przeczytam jeszcze raz: z jednej strony całkiem nieźle napisane, z drugiej strony bardzo wkurzali mnie bohaterowie, więc raczej książka na jeden raz

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *