Mydlane zabawy cz.1

Mydlane zabawy cz.1

   Przyszła jesień i ciągle leje. Spacery robią się coraz krótsze i krótsze, moja pracownia wciąż jeszcze jest w rozsypce. Brakowało mi kreatywnych zajęć. Nieoczekiwanie na horyzoncie pojawiła się całkiem nowa zajawka. Dziś przedstawiam więc mydlane zabawy.

Zabawy

Zaczęło się od książki. Zobaczyłam ją w księgarni internetowej i zapragnęłam ją mieć. Temat był mi zupełnie obcy, nigdy wcześniej mnie to nie interesowało. Ale jak zwykle, recenzje zrobiły swoje i postanowiłam spróbować czegoś nowego. Kiedy książka w końcu przyszła, cały wieczór spędziłam wertując jej kartki, czytając przepis i przyglądając się urzekającym zdjęciom. Zachwyciłam się. Zresztą robię to nadal, kiedy tylko oglądam te przepiękne zdjęcia.

O jakiej książce mowa? „Cukiernia kosmetyczna” to jej tytuł. Napisała ją genialna Adriana Sadkiewicz. Piszę, genialna, bo trzeba być genialnym, żeby tworzyć takie cudeńka. Książka mieści się w kategorii poradników DIY. Chyba tak to mogę określić. Książka cieszy oko, ale przede wszystkim inspiruje i pokazuje, że czasami z prostych, kuchennych produktów można wyczarować cuda i dziwy. Tutaj jest odnośnik do księgarni, gdzie możecie ją kupić , ale również przejrzeć samą książkę.

Po tym jak się już pozachwycałam i przeszły mi trochę wszystkie ochy i achy, odkryłam też bloga autorki książki. A tam jeszcze więcej tych małych pyszności! Znów zachwyt i znów wyłączyło mi się racjonalne myślenie. Złożyłam zamówienie w sklepie internetowym z produktami kosmetycznymi, żeby też zrobić te wszystkie cudeńka (tak, wiem, że nadużywam tego słowa, ale ono właśnie doskonale określa te małe smakowite dzieła sztuki).  Teraz czekam, aż to wszystko do mnie przyjdzie. Dzięki Bogu, że mam nad wyraz wyrozumiałego męża, który tylko się ze mnie śmieje pod nosem, że za mało zajęć miałam do tej pory. Rozpoczynam więc nowa przygodę. Mam nadzieję, że dostarczy mi dużo zabawy.

Mydło

Zanim przyjdzie moje zamówienie ze składnikami do kosmetyków, minie jeszcze parę dni. Całe szczęście, że na blogu znalazłam całkiem prosty przepis, do którego miałam wszystkie potrzebne produkty. Na pierwszy ogień poszło mydło. Ale nie takie zwyczajne. Postanowiłam, że żelkowe mydełka wykonam razem z moim Robaczkiem. Dokładną recepturę znajdziecie na blogu www.LiliNatura.pl.

Należy przygotować mydło w płynie, żelatynę, wodę i foremki. To absolutne minimum. Dodatkowo można przygotować barwnik. Ja akurat nie miałam, więc postanowiłam wykorzystać brokat.

 

Nie miałam foremek do pralinek, więc postanowiłam wykorzystać silikonową foremkę do muffinek. Musze jednak przyznać, że nie był to najlepszy pomysł. O tym dlaczego tak uważam, będzie troszkę później. Miarką odmierzaliśmy odpowiednie ilości wody, mydła w płynie i żelatyny.

Wybaczcie jakość zdjęć, ale mój Robak bardzo mi pomagał przy tym mydełku, więc miałam na pstrykanie minimum czasu i wyszło jak wyszło. Następnie do garnuszka wlaliśmy wodę i wsypaliśmy żelatynę.

 

Garnek trafił na gaz, gdzie po rozpuszczeniu się żelatyny, dolaliśmy mydła. Do foremek nasypaliśmy odrobinę brokatu. Albo trochę więcej. Dobrze, że udało mi się jakoś powstrzymać Robaczka przed sypaniem, bo byłby sam brokat zamiast mydła. A fakt faktem, że kuchnia tonie w brokacie od wczorajszego wieczora…. Także ten, uważajcie z brokatem…

 

Foremki zalaliśmy gotową, płynna masą i odstawiliśmy do zastygnięcia. Otrzymaliśmy sześć pięknie pachnących, żelkowych mydełek w kształcie dyni z groźną miną. W testach sprawiły się całkiem nieźle. Lepiej by było gdyby były jednak mniejsze, jak pralinki. Odrobinę ciężko było umyć ręce takim żelkiem, ale już w kąpieli sprawiło się super. Dobrze się pieniło i szybko rozpuszczało w wodzie.

Dobra,  z tym brokatem, to naprawdę nie był dobry pomysł – był wszędzie tylko nie na mydle. Tak poza tym super receptura, bardzo prosta w wykonaniu i efektowna. Chętnie jeszcze to powtórzę i będę was też namawiała, żeby zrobić samemu takie myjące żelki.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *