No zarycz, no!

No zarycz, no!

Każdy z nas stara się być dobrym i fajnym rodzicem. Jeszcze zanim właściwie zostajesz mamą, czy tatą zakładasz, że nie będziesz dawać dziecku cukru, że rozwiniesz w dziecku pasje, że nie będziesz krzyczeć, bo są lepsze metody wychowawcze. Ale prawda jest taka, że nie zawsze wszystko wychodzi tak, jakby się chciało. No i czasem rykniesz.

Ryków jednak brak

Postanowiłam sobie wczoraj, że czas już wziąć się za siebie. Wiecie, więcej spać, znów zrezygnować z fastfoodów i słodyczy, do których wróciłam po porodzie. Chciałabym też sumienniej ćwiczyć. Bo ćwiczę. Wiem, że to totalnie nie w moim stylu, ale przy problemach z mięśniami prostymi brzucha, zgłosiłam się do specjalisty i od tamtej pory staram się przestrzegać zaleceń, choć czasem z różnym skutkiem. Chciałabym też więcej wychodzić na spacery. I wiecie co? Wczoraj się udało.

Wstałam rano, przed dzieciakami i zrobiłam swoja porcję ćwiczeń. Udało mi się wziąć prysznic, bez tysiąca pytań mojej czterolatki i nawet w zupełnej ciszy nałożyć krem. Potem wspólnie przygotowałyśmy śniadanie. Tym razem nie zapomniałam o warzywach. Mały też całkiem nieźle współpracował, więc do jedenastej miałam już wywieszone dwa prania, poodkurzane i rozłożone naczynia ze zmywarki.

Upiekliśmy czerwone babeczki w kształcie dyni. Potem wyszliśmy na spacer. Udało mi się po drodze dokupić brakujące składniki na obiad i odebrać paczkę. Wróciliśmy na chwilę do domu i znów na podwórko, do piaskownicy, na drabinki, na huśtawki. Zabawa w pełni jednym słowem.

Zrobiłam też zdrowy obiad. Chwilę bawiliśmy się jeszcze klockami. Potem mąż kąpał Małego, a ja zajęłam się Starszą. Udało się nam to całkiem sprawnie, tak, że zostało nam dużo czasu na czytanie dziecięcych książeczek przed spaniem. A potem jeszcze z mężem oglądaliśmy seriale. Jeszcze jeden, fajny wakacyjny dzień, gdzie wszystko działało jak powinno.

No zarycz w końcu

A dziś… Mimo, że moje metody od wczoraj się nie zmieniły, nic nie działa, jak powinno.

Starsza przybiegła do mnie rano z płaczem, że nie zdążyła pożegnać taty przed wyjściem do pracy. Pocieszam tego małego człowieka z ogromnym problemem. Chcę przytulić, co powoduje tylko jeszcze większy płacz. Proponuję, że zadzwonimy do taty, żeby mogli porozmawiać. Wszystko źle, wszystko niedobrze. Zamiast tego Starsza wybiera drzeć się dalej, pobiec do pokoju i po drodze trzasnąć jeszcze drzwiami.

Przez wszystkie te krzyki, budzi się oczywiście Mały i tez płacze. Zresztą ja mu się wcale nie dziwię – każdy obudzony w ten sposób miały ochotę się rozpłakać. Jest nerwowo. Dzieciaki krzyczą i płaczą i ja też mam ochotę się rozpłakać. Ale ja jestem starsza, wiem, że płacz mi w tym momencie nie pomoże.

Pocieszam najpierw Mniejszego, potem Większego człowieka i przez chwilę wydaje mi się, że kryzys został zażegnany. A zaraz potem awantura, bo spodenki nie są czerwone, a przecież miałam wyczytać, że mają takie być, z kart tarota chyba i położenia księżyca na niebie. I ta owsianka tez taka niedobra, bo ma za dużo płatków, a za mało mleka i miseczka jest czerwona, a nie niebieska.

Jest ranek, więc jeszcze jestem cierpliwa. Wymieniam spodnie na inne, dolewam mleka do owsianki i zmieniam miskę na inną. Z uśmiechem na ustach i Heniem na rękach, próbuję sobie zrobić kawę, odpowiadając jednocześnie na pytanie „Gdzie byli ludzie, jak żyły dinozaury” oraz „Skąd się bierze kawa i dlaczego dorośli mogą ją pić, a dzieci jednak nie”. W międzyczasie wstawiam pranie. Nie złoszczę się nawet wtedy, gdy te nieszczęsne płatki lądują na podłodze. W końcu przecież i tak planowałam odkurzyć, prawda?

Odkurzanie nie jest jednak takie proste, bo podłoga usiana jest zabawkami, a prośby o ich sprzątnięcie są, jakby to powiedzieć, co najmniej nieskuteczne. Powtarzam z pięć razy prośbę o posprzątanie. Próbuję żartować, że zabawki chcą wrócić do swoich domków i proszą o pomoc. No i nie wytrzymałam. Ryknęłam w końcu, na cały głos. Poskutkowało.

Ale prawda jest taka, że poczułam się bezsilna. Tłumaczenie, prośby, wygłupy – nic nie skutkowało. Odwołałam się, więc do czegoś, co jest najłatwiejsze. Wydarłam się, chociaż miałam tego nie robić. I poczułam się rozczarowana samą sobą.

Drugi raz ryknęłam, kiedy Starsza rzuciła widelcem podczas jedzenia, bo nie spodobało jej się, że zabraniam jej jedzenia rękami. A wieczór i przygotowania do spania to już był tylko jeden wielki ryk. Mycie zębów jest złe, kąpiel jest zła, zakładanie piżamy jeszcze gorsze, a mama to już w ogóle, bo przecież ciągle się złości.

No zarycz wreszcie do poduszki

Wieczór. Starsza w końcu śpi, a ja siedzę i ryczę. Płaczę ze złości, z bezsilności, z rozczarowania. Płaczę, bo nie takim rodzicem chcę być. Nie chcę ciągle krzyczeć. Chcę spokojnie tłumaczyć i pokazywać ten świat. Tymczasem nie mam siły, gdy na każdą moją prośbę, otrzymuję odpowiedź zaczynającą się od „Ale mamo,…”.

Zdaję sobie sprawę, że to tylko dziecko i że ono będzie testowało, jak daleko może się posunąć. Że będzie sprawdzało, co jest ok, a co powoduje, że przestajemy się dogadywać. Ale czasami czuję się tak bardzo bezsilna w tym wszystkim. Czasem przychodzi taki dzień, który podważa wszystkie dotychczasowe metody i sposoby, które wcześniej działały. I nie możesz nic zrobić.

Chcę spędzać czas z moimi dziećmi w fajny sposób, bez złości, bez krzyków. Chcę wychodzić na spacery, malować farbami, piec ciasteczka i grzebać się w piachu. Czasami zbudować jakąś wieżę z klocków. Chcę rozczesywać wieczorem włosy i pomagać ubierać piżamę. Chce czytać przed spaniem o smokach i potworach pod łóżkiem.

Chcę to wszystko robić, bo tak naprawdę lubię być rodzicem. Chcę to wszystko robić, bo bezgranicznie kocham te małe uparte małe ciałka. Chcę wspólnie spędzać czas. I muszę przyznać, że trochę podziwiam tę nieustępliwość, upór w dążeniu do celu i wiedzę, czego się aktualnie chce. Tylko, że jestem człowiekiem, takim z całym zestawem wad i czasem brak mi sił i cierpliwości.

Ryczę więc w poduszkę. A potem sięgam do lodówki i zjadam czekoladę. Tak, całą tabliczkę. Czasem jestem zaskakująco słabym człowiekiem. Obiecuję sobie, że jutro będzie lepiej, że będę miała więcej cierpliwości, że wymyślę jeszcze inny sposób na zabawki, że nie ryknę. Jutro zacznie się nowy dzień i zupełnie nowa szansa na bycie lepszym.

Majowywiatr.pl - logo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *