Powiększanie rodziny

Powiększanie rodziny

 

To stało się całkiem nieoczekiwanie. Wcale tego nie planowałam. No dobra, myśleliśmy o tym, ale od myślenia do realizacji zwykle długa droga. Tym razem powiększanie rodziny poszło nam szybko i zupełnie bez wysiłku.

 

Powiększanie

Do tej pory byliśmy ze sobą szczęśliwi, to czemu by nie pomnożyć tego szczęścia? Takie właśnie pytanie zadałam sobie już jakiś czas temu. Myśl o powiększaniu rodziny, kiełkowała we mnie powoli. Początkowo sama nie przyznawałam się do swoich pragnień. Dni mijały, a ja coraz bardziej uświadamiałam sobie, czego tak naprawdę w życiu chcę. Trudno było mi przyznać się przed samą sobą jaka jest prawda, ale nie mogłam temu dłużej zaprzeczać. Chciałam mieć większą rodzinę.

Zanim powiedziałam o tym mężowi, minął jakiś czas. Spodziewałam się, co może mi odpowiedzieć. Wyobrażałam sobie nawet jak zareaguje na ten pomysł mój mężczyzna. Wydawało mi się, że odpowie mi, że to jeszcze nie czas, że on ma dość obowiązków i nie chce kolejnych. Nie pomyliłam się. Coś podobnego usłyszałam. Nie powiem zrobiło mi się trochę przykro. Przecież i tak na mnie spadnie większość opieki. Postanowiłam odpuścić na jakiś czas. Dni mijały, ale ja nie zapomniałam o swoim marzeniu powiększenia rodziny. Czekałam tylko na odpowiedni moment, żeby wrócić do rozmowy.

Nie wiem, jak skonstruowani są inni mężczyźni,  natomiast mój to dość skomplikowany egzemplarz. Bardzo nie lubi być zaskakiwany. Na wszelkie niespodzianki, czy to pozytywne, czy negatywne, reaguje jednakowo. Kiedy wyskoczy nam coś nieplanowanego, albo zaproponuję coś bez ostrzeżenia, zwykle usłyszę słowo „nie”. Tak już jest i tyle. Staram się więc oszczędzać stresu małżonkowi (no i sobie ) i przygotować go na nadchodzące dyskusje czy wydarzenia. Tym razem było podobnie.

Kiedy wróciłam do tematu powiększania rodziny, nasza rozmowa przebiegła zupełnie inaczej niż poprzednio. Mniej w niej było emocji, a więcej rozsądku i rzeczowych argumentów. Wspólnie wypowiedzieliśmy na głos nasze marzenia i obawy i mogliśmy o nich porozmawiać. Rozumiałam obawy mojego męża, który zastanawiał się, jak to będzie podróżować z takim maleństwem między domem w mieście i na wsi. Całe szczęście udało mi się go jednak przekonać.

 

Rodzina

Ogłaszam więc wszem i wobec, że rodzina nam się powiększyła. Od tygodnia mamy chomika. Rodzina to nie tylko mama, tata i dziecko, ale często również zwierzęta, ale od początku…

Od dawna marzyło mi się jakieś zwierzątko domowe, ale wiedziałam, że pies czy kot to na chwilę obecną nie jest najlepszy pomysł. Nie chciałam zamykać zwierzaka w bloku. Postanowiłam, że poczekamy, aż będziemy na stałe mieszkali na wsi i wtedy pomyślimy o przygarnięciu czworonoga. Co innego taki gryzoń, którego można zabrać zawsze ze sobą bez większych trudności i przygotowań. Bardzo nie chciałam chomika. Chomiki gryzą, są wredne, prowadzą nocny tryb życia, więc to marni kompani zabawy. Chciałam myszkę, bardziej płochliwą, trochę mniej bojowo nastawioną. I teraz historia właściwa.

Mąż zgodził się na myszkę. Weszłam więc na olx.pl poszukać klatki dla nowego członka naszej rodziny. Plan był taki, że nie będziemy się z tym śpieszyć i może w ciągu paru miesięcy przygotujemy domek dla małego lokatora. Ale… No właśnie, ale…

Kocham olx i to jak ludzie piszą ogłoszenia. Dokopałam się do bardzo ciekawej oferty. Ktoś oddawał klatkę dla chomika z pełnym wyposażeniem. Do ogłoszenia dołączone były zdjęcia. Widać było na nich domek, dwie miseczki, kołowrotek i taką rurę prowadzącą na pięterko. Cud, miód i orzeszki. Sprawdziłam jeszcze, czy taka klatka będzie się też nadawała dla myszki i posłałam męża po odbiór.

Na miejscu kobietka oddała najpierw worek z trocinami i karmą dla gryzoni ze słowami, że „to im jeszcze zostało”. Ok, spoko. Poszła po klatkę. Wraca. Podaje klatkę, a tam biega chomik. I trach, drzwi zamknięte przed nosem. Mąż był w takim szoku, że nie zapytał dosłownie o nic. Nie wiem, ile chomik ma lat, czy to samiec czy samica, ani jak ma na imię. Dosłownie nic. Klatka z pełnym wyposażeniem… Naprawdę PEŁNYM. Jak to powiedział mąż – wyposażenie klatki 100%, nawet chomik jest.

Tak czy inaczej zostaliśmy nowymi opiekunami chomika. Nasz córka nazwała go NiamNiam  i chyba ma się dobrze. Uwielbia zjadać pestki słonecznika, wyżera dziurę w jabłku, a w wolnych chwilach ze wszystkich sił stara się mnie dziabnąć. Kilka razy mu się nawet udało. Mówię do niego i może któregoś dnia uda mi się go oswoić. NiamNiam jest wredny i nic sobie nie robi z moich prób. Zupełnie nie rozumiem, jak można nie lubić kogoś, kto dba o ciebie ze wszystkich sił. Ale tak to chyba już jest z rodziną. Nie musisz jej do końca rozumieć, wystarczy, że kochasz.

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *