Sekretne szuranie i sapanie

Sekretne szuranie i sapanie

Sekrety

 

Nie będzie żadnego zaskoczenia, jeśli powiem, że lubię szczerość. Taka właśnie staram się być na co dzień. Uważam, że tajemnice i sekrety robią więcej szkody niż pożytku. Właśnie dlatego się ich wystrzegam. Nie zawsze się niestety udaje.

Miałam kiedyś koleżankę ewidentnie bardziej zainteresowaną życiem innych niż swoim własnym. Ewka opowiadała mi o czymś, czasem o pierdołach, czasem o rzeczach naprawdę ważnych, po czym na koniec dodawała „Tylko nie mów nikomu. Tu tajemnica”. Noż kurde. Żebym wiedziała, że zdradzisz mi jakąś tajemnicę, nie chciałabym cię słuchać. To mnie nie interesuje. Nie interesowało mnie to szczególnie w momencie, gdy były to zwykłe plotki. Ale nie interesowało mnie to tym bardziej, gdy miałam jakieś dylematy moralne.

Po wielu naszych rozmowach zastanawiałam się po nocach, czy powiedzieć komuś, że Daniel zaczął brać narkotyki lub, że Kaśka ściągnęła ostatnie wypracowanie z Internetu. Straszne dylematy dla dzieciaka z podstawówki. Zdradzić tajemnicę i zostać „kablem”, czy pozwolić na to wszystko?

W przypadku wypracowania cierpiało tylko moje poczucie sprawiedliwości. No bo czemu ktoś ma mieć taką samą ocenę jak ja, za oszustwo, za coś, nad czym ja spędziłam długie godziny? To nieuczciwe i niesprawiedliwe. Ale ostatecznie jeszcze do przełknięcia.

W przypadku narkotyków sprawa była jednak dużo bardziej poważna. Przecież nie chodziło o jakieś pierdoły, tylko o czyjeś życie. Nieważne, czy lubiłam tego chłopaka, czy nie. On robił źle i trzeba było mu jakoś pomóc. Przynajmniej tak wtedy myślałam. Przejmowałam się bardzo. Długo biłam się z myślami, aż w końcu postanowiłam, że zanim coś zrobię, muszę z nim porozmawiać.

Zbierałam się w sobie chyba z tydzień. Miałam tremę, gdy pytałam go, czy to wszystko prawda. A on zaczął się ze mnie śmiać! Głośno i okrutnie. A mnie bolało, oj bolała bardzo, że tak sobie ze mnie zadrwili. Okazało się, że się założyli z Ewką, czy się nim przejmę i będę chciała coś zrobić, czy dam sobie z tym wszystkim spokój. Okazało się, że troska o innych wcale nie jest taka fajna, a że jest to powód do kpin. Tajemnica, którą poznałam, przysporzyła mi tylko problemów.

Swoją drogą zawsze miałam kręgosłup moralny. Z perspektywy czasu myślę, że w okresie dorastania bardziej mi on przeszkadzał niż pomagał. Zamiast zaakceptować pewne rzeczy, walczyłam z wiatrakami, a to przynosiło mi tylko frustrację. Ale wiem to dopiero teraz, kiedy jestem starsza i dużo mniej naiwna. No i bardziej umiem obstawać przy swoim.

Ale do rzeczy. Tajemnice powoduję, że masz wiedzę, ale nic nie możesz z nią zrobić, co czyni ją bezużyteczną. Każde zdarzenie, powoduje jakąś reakcję, a w przypadku sekretów, jest to z definicji niemożliwe. Wiesz, że coś się zdarzyło lub zdarzy i nic z tym nie możesz zrobić. No chyba, że masz w dupie to, co myślą o Tobie inni. Do tego trzeba mieć jaja. Nie łatwo jest się przeciwstawiać swojemu otoczeniu i potrzeba  w tym dużego samozaparcia.

Masz do wyboru albo postąpić zgodnie z własnym sumieniem i coś zrobić, narażając się jednocześnie na nieprzychylne opinie lub zdusić w zarodku własne zdanie i podporządkować się ogółowi. Obie opcje są równie chujowe. Ale jeśli już muszę wybierać to wolę ta pierwszą. Muszę żyć w zgodzie ze sobą, bo ze sobą spędzam jednak najwięcej czasu. Z towarzystwa całej reszty mogę w każdej chwili zrezygnować.

Tajemnice prowadzą też często do kłamstw. A trzeba mieć naprawdę łeb, żeby się w tym wszystkim nie pogubić. Przede wszystkim trzeba pamiętać, co i komu się powiedziało. W związku działają jak rak, który rozpierdala system od środka. Dlatego jestem za absolutną szczerością. Nawet jeśli czasem jest ona bolesna i trudna. Mimo wszystko powiedzenie prawdy świadczy o czystych intencjach i jest jakąś próbą porozumienia. Dlatego tym bardziej wstyd mi się przyznać, że mam jedną małą tajemnicę.

 

Szuranie i sapanie

Mam swoją małą, malutką tajemnicę. Jest w zasadzie całkiem bez znaczenia. To nic nie znaczy. Robię to tylko czasami, kiedy czuję, że dłużej już nie wytrzymam tego wszystkiego.

Kiedy to robię, znowu czuję się atrakcyjna. Uczę się na nowo swojego ciała. Tego jak się wygina i rozkosznie kołysze. Po ciąży tak się przecież zmieniło. Stało się większe, bardziej niezdarne i obce. Jakby nie moje. A to co robię, pozwala mi poznać je na nowo i być może z czasem polubić. A może tylko tak to sobie tłumaczę?

Czekam aż mój mąż zaśnie. Głęboko zaśnie i się nie obudzi za szybko. Nasz Robak też śpi spokojnie i niczego nie podejrzewa. Powoli i ostrożnie wymykam się z ciepłego łóżka. Zawsze mam wtedy wyrzuty sumienia, ale czuję, że muszę to znowu zrobić. To jak przymus. Impuls, który pcha mnie w objęcia nocy.

Zakładam słuchawki na uszy i rozpoczynam swoje show. Moje piersi falują w górę i w dół, trzęsę pupą, moje dłonie wędrują po moim ciele. Znowu czuję się seksowna i spełniona. Jestem wulkanem nieokiełznanej energii. Szkoda tylko, że tak szybko się męczę. To takie przyjemne.

Wracam do łóżka spocona i zmęczona. Trochę się wstydzę tego, co robię, ale jeszcze bardziej się z tego wszystkiego cieszę. Mąż mnie przytula i niespodziewanie pyta, nie otwierając oczu:
– To co, potańczyłaś sobie trochę?
– To Ty wiedziałeś, że wstaję sobie potańczyć? To miał być mój sekret. Głupio mi teraz.
– Słaby ten twój sekret i nie masz powodów, żeby ci było głupio. Masz ochotę to tańczysz. Przynajmniej się zmęczysz i pójdziesz w końcu spać.
– Mimo wszystko jakoś tak głupio, bo to takie moje tańczenie było.

Ot i tyle było z sekretów. Chwilę leżymy sobie w milczeniu. Ja w milczeniu i wstydzie i jednocześnie czuję, że mąż leży w milczeniu i rozbawieniu. Czekam na ciętą ripostę i się doczekuję.
– Tylko się nie obraź – normalnie słyszę, jak się uśmiecha wypowiadając te słowa.
– No dawaj.
– Ale jak tańczysz z słuchawkami na uszach, to jest tak śmiesznie, bo Ty słyszysz muzykę, a ja tylko szuranie o dywan i sapanie.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *