Smutne matki z wózkami

Smutne matki z wózkami

Bardzo, bardzo dawno temu, jeszcze zanim sama wpadłam na pomysł, żeby zostać mamą, przyglądałam się innym kobietom z wózkami. Panie były raz zadbane bardziej, raz mniej. Stroje też miały różne. Ale łączyło je jedno – każda z nich szła bez uśmiechu na twarzy. Po ulicach zamiast uśmiechniętych kobiet, chodziły smutne matki z wózkami.

Pierwsze spacery z uśmiechem

O temacie smutnych matek z wózkami zapomniałam na dobrych kilka lat. W międzyczasie sama zostałam mamą po raz pierwszy. To był rok 2015. Rok wielkich zmian w naszym życiu.

Po pierwsze wreszcie wyprowadziliśmy się od dziadków i zamieszkaliśmy sami. Kurcze, ależ ja byłam wtedy szczęśliwa. Mieliśmy wreszcie swobodny dostęp do kuchni, nie było kolejek do łazienki i przede wszystkim wreszcie mogłam wszystko posprzątać. Teraz wydaje się to mało prawdopodobne, ale wtedy cieszyłam się, że wreszcie będę miała czysto.

Drugą zasadniczą zmianą w naszym życiu, było pojawienie się na świecie Hani. Nasz Robaczek od początku był naszym oczkiem w głowie. Chociaż bardzo na niego czekaliśmy, to wywrócił nasze życie całkiem do góry nogami. Nie będę tu pisać, jak odnalazłam się w nowej roli, bo dziś nie o tym. Skupmy się dziś na spacerach.

Od początku, gdy tylko pojawiła się Mała, czekałam na spacery. Każdego dnia ładowałam ją do wózka i wychodziliśmy na godzinę lub dwie. Właśnie podczas spacerów na mojej twarzy zwykle gościł uśmiech – w końcu mogłam wyjść z domu. Podczas tych wyjść, brałam ze sobą książkę, a potem siedziałam w parku i czytałam. Wtedy nie byłam jedną ze smutnych matek z wózkiem.

Przez cały dzień miałam czas, żeby ogarnąć trochę domek, bo mój Robaczek całkiem sporo spał, a jeśli nie spał, to tylko leżał grzecznie i podziwiał otaczający go świat. Dużo pomagał mi tez mąż. No i nie miałam wtedy jeszcze tylu pasji, co teraz. Cały swój czas mogłam poświęcić tylko dziecku.

Spacery bez uśmiechów

Niedawno po raz drugi zostałam mamą. Teraz dzielę swój czas między dwójkę maluchów, bo w końcu moja Hanula to też jeszcze w sumie maluch. Doszło mi parę lat, doszło obowiązków, ale przybyło mi też pasji i życiowych celów. I dziś wróciła do mnie myśl o smutnych matkach z wózkami.

Dziś był nerwowy dzień. Mały wstał po piątej rano, ani myślał spać. Za to darcie małej japy opanował perfekcyjnie. Za nic nie dało się go odłożyć do łóżeczka. Hanka marudziła przy wychodzeniu do przedszkola. Niby to takie zwyczajne standardowe marudzenie, ale po nieprzespanej nocy człowiek ma jakby trochę mniej cierpliwości.

Przez cały dzień nie miałam też czasu porządnie zjeść, czas uciekał zbyt szybko. W międzyczasie zostałam perfidnie obsikana. I to dwa razy. Zanim się obejrzałam, do domu wrócił mąż z Hanulą. I ja naprawdę rozumiem, że ona potrzebuje mojej uwagi, ale ciężko mi skupić się na tym, co mówi, kiedy Mały wrzeszczy prosto do ucha. Po całym dniu z krzyczącym dzieckiem naprawdę masz dość.

W akcie desperacji, zarządziłam wyjście na podwórko. Mąż z córką do piaskownicy, a ja z Małym na spacer. Ledwo ciepła, wyczerpana ze zmęczenia, z bolącą raną po cesarskim cięciu, wlokłam się noga za nogą, mając nadzieję, że Mały już się nie będzie dziś więcej darł. I wtedy mnie olśniło. Noż kurde, sama zostałam właśnie smutna matką z wózkiem.

Olśnienie

Wcześniej zawsze się dziwiłam, czemu te matki takie smutne. Czemu w ogóle nie cieszą się ze spacerów z dzieckiem? Czemu nie cieszą się z macierzyństwa, to przecież taka wspaniała przygoda? Zrozumiałam to w jednaj chwili – one wszystkie, a w zasadzie teraz my wszystkie, jesteśmy po prostu zbyt zmęczone, żeby z czegokolwiek się cieszyć!

Kiedy ledwo kontaktujesz, gdzie aktualnie jesteś i jak się nazywasz, portfel z roztargnienia chowasz do lodówki, do herbaty sypiesz łyżeczkę soli, zamiast cukru i stwierdzasz, że nie jest najgorsza, masz głęboko gdzieś, czy na twarzy masz uśmiech podczas spaceru.

I to nie jest tak, że nie cieszysz się, że masz dziecko, że zostałaś mamą. Chwilowo nie cieszysz się z niczego, bo to wymaga k*rewsko dużo siły. Wleczesz się więc noga za nogą, nie wiadomo, czy Ty prowadzisz wózek, czy on Ciebie i masz tylko nadzieję, że ta Mała istota w gondoli da Ci się nocą trochę zdrzemnąć.

Ale wiesz co? To wszystko kiedyś minie. Będzie dobrze. Musisz tylko przetrwać dzisiejszy dzień, a potem ten tydzień. Potem kolejny. Aż w końcu tygodnie zamienią się w miesiące. Nie miej wyrzutów sumienia, że na nic nie masz siły. Masz prawo być zmęczona. Daj sobie czas.

A za rok lub dwa, kiedy już zaczniesz o wszystkim zapominać, bądź wyrozumiała dla innych smutnych matek z wózkami. Nie złość się, kiedy przy kasie w sklepie okaże się, że zapomniały portfela, bo został w lodówce 😉

Majowywiatr.pl - logo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *