Wakacyjny błąd – horror, akt II

Wakacyjny błąd – horror, akt II

Spędziliśmy noc na stryszku nad wspólną kuchnią. Nie chcę o tym pamiętać, chcę zapomnieć. „Od teraz będzie już tylko lepiej. Dziś dostaniemy nasz domek.” – takie myślenie to był największy wakacyjny błąd.

Plan

Następnego dnia, byliśmy umówieni z rodziną, że jak tylko się zakwaterujemy w domku, to ich odwiedzimy. Taki był plan. Domek wolny był od godziny dziesiątej. Nikomu się go jednak nie chciało posprzątać, żebyśmy szybciej mogli rozpakować swoje rzeczy.  Zero logicznego myślenia, że skoro ktoś czaka na kwaterę, to może wypadałoby zacząć porządki właśnie od tego konkretnego miejsca. Właścicielka ruszała się jak mucha w smole. Aż miałam ochotę zrobić to zamiast niej. A czas mijał i mijał.

Tego dnia zdążyliśmy się wybrać na mega długi spacer po mieście, rozejrzeć się za pamiątkami, zjeść obiad. Dopiero koło piętnastej mogliśmy się rozpakować. Pół dnia psu w dupę.

Teraz krótki przerywnik. Co sobie wyobrażasz kiedy słyszysz domek? Ja wyobrażam sobie, że w środku jest trochę przestrzeni. Stoją oczywiście łóżka, ale zmieści się tam też jakaś szafa i stolik. Łazienka nie jest może wielka, ale korzysta się z niej w miarę komfortowo. To tak w dużym skrócie. Prawdopodobnie mamy podobne wyobrażenia. To była teoria.

Największy wakacyjny błąd

Mój największy wakacyjny błąd – zderzenie wyobrażeń z rzeczywistością. Tysiące razy wyrzucałam sobie, że nie poprosiłam o zdjęcia tych domków, że uwierzyłam komuś tak na słowo.  Moich podejrzeń nie wzbudził też brak stroni internetowej. No głupia ja.

Kolejny błąd to nazwanie tego czegoś domkiem. Noż ku*wa mistrz marketingu z Wojtka, nazwać ten dziwny wytwór w ten sposób. Po pierwsze ciasno. Bardzo ciasno. Łóżko podwójne, łóżko pojedyncze, a między nimi może 50cm wolnej przestrzeni. Reszta umeblowania to półka wisząca na ścianie i coś, co przypominało szafkę na buty, wepchnięte w róg pokoju. Nad tym czymś, zawieszona taka rura do wieszania ubrań, jak w szafie, nie pamiętam, jak się to fachowo nazywa. Do tego całe trzy wieszaki.

Wszystkie sprzęty stare, zakurzone, zawilgocone, śmierdzące. Gdybym wyciągnęła pięćdziesięcioletni kredens po dziadku z piwnicy, wyglądałby sto razy lepiej niż te meble. Kurde, są przecież te wszystkie oddawarki, olxy, śmieciarki, gdzie ludzie chcą się pozbyć starych rzeczy i można je sobie za darmo wziąć. Jedyna inwestycja to zapewnienie transportu. Serio, ludzie na śmietnik wystawiają meble w lepszym stanie niż to, co tam zastaliśmy.

Koszmarna łazienka

Przejdźmy do łazienki. Pomieszczenie miało wymiary może 60cmx150cm. To max. Toaleta ustawiona była pod kątem, w taki sposób, że brzydko mówiąc, robiąc kupę, kolana trącały o drzwi. Więc do wyboru było albo siadać bokiem albo srać przy otwartych drzwiach. Zlew tak blisko, że można się było o niego oprzeć głową. Pomyłka jakaś. Chociaż po kilku debatach stwierdziliśmy z mężem, że tak bliskie sąsiedztwo, mogło być zabiegiem celowym – w końcu można rzygać i srać jednocześnie. No spełnienie marzeń.

Zaraz za zlewem była upchnięta kabina prysznicowa, a jakże. Chyba najmniejsza jaką widziałam w życiu. Półokrągła. A na górze co było? Stara, brudna, porozrywana kotara, oczywiście zawieszona prosto. Podczas korzystania z prysznica, cała woda skapywała w róg łazienki, między brodzik a ścianę. Pół biedy, żeby na podłodze i ścianach były jeszcze kafelki. Ale tam znajdowały się płyty pilśniowe, czy tam mdf. Cała wilgoć wsiąkała w podłogę.

Nad zlewem spodziewam się znaleźć baterię zlewową. I tu wszystko się zgadza. Jeśli biorę prysznic, to spodziewam się, że gdzieś nad brodzikiem będzie zawieszona druga bateria. Ale to przecież było by stanowczo za drogie rozwiązanie. No kto to słyszał, dwie baterie w takiej małej łazience! Można przecież stojąc w brodziku sięgnąć do zlewu i włączyć sobie wodę pod prysznicem, a co! A że ochlapiesz pół łazienki? Kto by się tym przejmował, gorzej ochlapana już i tak nie będzie.

Po pobycie tam mam pewną teorię – wszelkie półki, szafki, wieszaki są w łazience absolutnie zbędne. Przecież wszystko możesz położyć w zlewie, albo na klapie sedesu. W końcu i tak tam sięgniesz ręką. Nie sięgasz? Znaczy się, że masz ze dużą łazienkę po prostu.

Zapomniałam jeszcze wspomnieć o drzwiach od łazienki. Jak wam się widzą drzwi harmonijkowe?

Wisienka na torcie

Zwieńczeniem był totalny syf, który tam panował. Podobno było tam posprzątane. Podobno. Tak samo podobno, jak to, że widziałam wczoraj kosmitów, którzy grali w pokera z krową pomalowaną na fioletowo.

Strach było czegokolwiek dotykać. Chociaż muszę przyznać, że gigantyczna pajęczyna w rogu sufitu skutecznie zachęcała do zaprzyjaźnienia się z zamieszkującym ją pająkiem. Chciałam się wybrać do parku owadów, ale jak widać, takie atrakcje miałam już w samym pokoju. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy nie nadać mu jakiegoś imienia. W końcu mieszkaliśmy razem pod jednym dachem.

Ten domek to największy wakacyjny błąd ever. Mój kolejny wakacyjny błąd to to, że nie zrobiłam w tym momencie gigantycznej awantury. Ale prawda jest taka, że cykor ze mnie, który w dodatku nie lubi robić problemu innym i w ogóle dla wszystkich chce być miły. Przyznam szczerze, że byłam trochę w desperacji. Była godzina piętnasta, następnego dnia w południe miały być chrzciny, więc bałam się, że zostaniemy całkiem bez noclegu. Więc zostaliśmy.

c.d.n.

Majowywiatr.pl - logo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *