Wakacyjny błąd – horror, prolog

Wakacyjny błąd – horror, prolog

Tego lata było wyjątkowo gorąco. Żar lał się z nieba i nie odpuszczał nawet na chwilę. I  w sumie nie wiem, czy to ten upał, czy też ten szczególny czas pełen zabawy i beztroski, sprawił, że popełniłam tragiczny wakacyjny błąd…. A wydawać by się mogło, że początkowo nic nie zapowiadało tragedii. A może tylko ja byłam ślepa na znaki?

Początki

Tym razem wakacje wyjątkowo mnie zaskoczyły. No dobra, od jakiegoś czasu było gorąco, nawet bardzo. W powietrzu czuć było zbliżającą się beztroskę. Mimo wszystko, po ostatnich zajęciach z krawiectwa, nagle poczułam się zaskoczona. Jak to, to już wakacje?

Na samym początku tych leniwych dni, zostaliśmy zaproszeni na chrzciny. Nie żebyśmy się tego nie spodziewali. Ale powiedzmy sobie szczerze, liczyliśmy, że rodzice bobasa, odłożą to na wrzesień, gdy sezon turystyczny będzie chylił się już ku końcowi. Tymczasem wiedzieliśmy, że uroczystość odbędzie się w sierpniu. Nie było jednak wyznaczonej konkretnej daty, więc nie mogliśmy niczego zorganizować wcześniej. Kiedy termin został już potwierdzony, mieliśmy niecały miesiąc na znalezienie noclegu nad naszym morzem w samym środku sezonu turystycznego. Po prostu super.

Skoro już i tak mieliśmy jechać nad morze, to postanowiliśmy, że zrobimy sobie tam od razu urlop. Bez sensu jechać tyle kilometrów tylko na jedną niedzielę. Jednakże znalezienie wolnej kwatery graniczyło z cudem. Tu zajęte do października, tu został tylko pokój jednoosobowy, tu nie pasuje termin, tu doba kosztuje więcej niż koszt całego mojego aparatu na zęby… No masakra. I nagle, bam!

Objawienie

Jak grom z jasnego nieba pojawiła się okazja. Teściowie jeździli kiedyś do Jantaru. Co roku w to samo miejsce. Warunki tam były, jak na campingu i spoko. Jakoś tak się złożyło, że właściciel tych kwater, Pan Wojtek, odezwał się do teścia. Tak od słowa do słowa okazało się, że był gruntowny remont i że teraz w miejsce przyczep campingowych są postawione domki.

Mąż chwycił za telefon i dzwoni do Pana Wojtka. On wszystko potwierdza. Domki są nowiutkie, świeżo postawione, mają nawet łazienkę z prysznicem. Kuchnia jest tylko wspólna, ale przecież nie jedziemy na wakacje, żeby stać w kuchni. Miejsce parkingowe też jest zapewnione. Cisza, spokój i czyste powietrze. Okazuje się, że jest wolny termin i cena też jest do zaakceptowania. No cud, miód i orzeszki po prostu.

Cieszę się, jak gamoń ostatni. Od kiedy jest z nami Robak, nigdzie nie wyjeżdżaliśmy. Jakoś tak się nie składało. A teraz czekały nas prawdziwe wakacje, pierwsze od czterech lat!

Ostatnio jaram się planowaniem, więc wyjazd też postanawiam ogarnąć. Nie dosięgnie mnie żaden wakacyjny błąd. Na początek robię listę rzeczy, które koniecznie musimy dokupić. Jakimś cudem udaje mi się nawet znaleźć krótkie spodenki, w których moja pupa nie wygląda, jak nieskończony bezmiar oceanu. Mam też bajeranckie różowe klapeczki. Jak szaleć, to szaleć, a co! No cieszę się, jak głupek.

Następna rzecz, którą się zajmuję to lista miejsc i atrakcji, które możemy odwiedzić będąc na miejscu. Robię sobie tabelkę z nazwą miejsca, godzinami otwarcia, cenami biletów… Mam propozycje na każdy kolejny dzień pobytu na morzem. Szczególnie zależy mi, żeby odwiedzić park naukowy, ale o tym potem.

Następnie robię szczegółową listę rzeczy do spakowania, podzieloną na sekcje według przeznaczenia i sposobu pakowania. Cztery strony formatu A4 dzięki, którym pamiętałam absolutnie o wszystkim. Trzy dni przed wyjazdem byłam praktycznie kompletnie spakowana. No poza kilkoma drobiazgami, które należało dołożyć w ostatniej chwili. Oczywiście to też miałam uwzględnione na mojej liście.

Miłe złego początki, czyli pierwszy wakacyjny błąd

Dzień wcześniej mąż dzwoni, żeby potwierdzić nasz przyjazd. Wojtek przeprasza, kaja się, ale nie zmienia to faktu, że są problemy z noclegiem. Zanotował, że przyjedziemy dzień później. No piękny początek, myślę sobie. Ale uspokaja nas, żeby się nie martwić, bo on nas gdzieś wciśnie, a domek dostaniemy zaraz jak się zwolni.

Byłam wkurzona, ale pomyślałam sobie, że taki błąd może zdarzyć się każdemu. Najważniejsze, że jakoś da się to rozwiązać. Najwyżej jedną nockę spędzimy w jakimś ciasnym pokoju, a potem będziemy już przecież mieli cały domek dla siebie, prawda?

Kiedy wsiadałam do samochodu, byłam zmęczona samym planowaniem, ale głównie ekscytacją. Czekały mnie przecież w końcu zasłużone wakacje. Tyle rzeczy pokażę Robakowi. Będziemy się śmiać, będziemy jeść lody i gofry, będziemy spacerować po plaży. Będzie pięknie, będzie cudownie, będzie magicznie. Nigdy tego nie zapomnimy.

 

Już niedługo ciąg dalszy…

Majowywiatr.pl - odwiedź koniecznie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *