Ekstremalne zmęczenie

Ekstremalne zmęczenie

Może się wydawać, że każdy z nas dociera do punktu, w którym stwierdza, że nie można być już bardziej zmęczonym, że osiągną już swoją granicę. Tymczasem to trochę nie tak. Mimo, że dopada nas ekstremalne zmęczenie wciąż jest w nas jeszcze odrobina siły.

Zmęczeni od urodzenia

Wydaje się, że ekstremalne zmęczenie towarzyszy nam już od pierwszych chwil naszego życia. Bo czy nie jest tak, że noworodek jest już zmęczony samym faktem jedzenia? No jest. Zamiast jeść, po prostu zasypia.

A trochę starsze dzieci? Takie powiedzmy 2-4 letnie? Sama jestem pełna podziwu dla wydawałoby się nieskończonych pokładów energii u takich maluchów. Bo one wszystkie, codziennie znajdują w sobie moc, żeby zadać Ci około tysiąca pytań dziennie, biegać bez ustanku przez ostatnie cztery godziny przed snem, krzyczeć na cały głos „nie chcę się dziś kąpać”, po czym jeszcze w łóżku śpiewać przez godzinę jeden z dziecięcych przebojów ( u nas to „idziemy na jagody”, gdyby ktoś miał wątpliwości).

Mimo całej tej energii, jaką mają dzieci, zdarza się, że całkiem nieoczekiwanie dla wszystkich, nagle kończą im się baterie. Osiągają swój własny ekstremalny poziom zmęczenia i padają tam, gdzie stoją. A potem oglądamy wszyscy filmiki na YT, jak dziecko zasypia, całe umorusane sosem pomidorowym, nad talerzem pełnym spaghetti.

Nie inaczej maja się sprawy, gdy idziesz do podstawówki. Chyba każdy z nas wstając rano czuł się czasem zmęczony. Całe szczęście, to mama robiła nam śniadanie, które jedliśmy półprzytomni przy kuchennym stole. I przyznać mi się szczerze, ilu z nas wszystkich przysypiało potem w autobusie jadąc do szkoły?

Chyba wszyscy też z powodu porannego wstawania, czekali na wakacje. No bo przecież w końcu będzie można się wyspać, prawda? A zaraz potem przychodziło jednak lekkie rozczarowanie. Do pokoju wchodził rodzic i jasno dawał nam do zrozumienia, że nie będziemy spać do południa.

Jednym z bardziej znaczących momentów w naszej edukacji jest zwykle matura. Nie wiem, jak było u Was, ale ja trochę się jednak przejmowałam i chciałam wypaść jak najlepiej. Z tego tez powodu, siedziałam po nocach powtarzając w nieskończoność zadania z matematyki. Boszz, jaka ja wtedy byłam zmęczona, no na bank teraz dopiero dopadło mnie ekstremalne zmęczenie.

Kiedy zaczyna się ekstremalne zmęczenie?

Na każdym kolejnym etapie życia, przekonywałam się, że jeszcze nie dopadło mnie ekstremalne zmęczenie i że zawsze może być gorzej.

Tak było, kiedy wyjechałam na studia do zupełnie obcego sobie miasta. Kierunek, który wybrałam był dużo bardziej wymagający niż się tego spodziewałam. Znowu siedziałam godzinami rozwiązując zadania. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest chyba to, że dziś w ogóle są one dla mnie pozbawione sensu.

Żeby utrzymać się na studiach, szybko musiałam pomyśleć o pracy. Sytuacja wyglądała więc w ten sposób, że w dzień studiowałam, wieczorami i w weekendy pracowałam, a nocami rozwiązywałam zadania. To dopiero było zmęczenie! Potrafiłam zasnąć na siedząco, z kubkiem kawy w ręku. Chyba tylko cudem nie miałam pooblewanych zeszytów czarnym płynem. No ekstremalne zmęczenie.

Ale myliłam się. Dopiero kiedy do powyższego zestawu dodałam od czasu do czasu jakąś imprezę, poznałam co to zasypiać na stojąco, zwłaszcza następnego dnia czekając na kolejne zajęcia.

Ale to wciąż nie było jeszcze ekstremalne zmęczenie. Wiele lat później, kiedy moja sytuacja się uspokoiła i unormowała, zaszłam w pierwszą ciążę. Nie wiedziałam wtedy jeszcze zbyt wiele o standardowych dolegliwościach ciążowych. Można powiedzieć, że miałam dużo szczęścia – ominęły mnie nudności, omdlenia i tym podobne historie. Zamiast tego ja byłam po prostu wiecznie wyczerpana i znów zmęczona.

Ale ciążą kiedyś się kończy, prawda? Na pewno wróci mi energia, kiedy tylko urodzę. Noworodek przecież dużo śpi, więc będę miała kiedy wypocząć. Ale rzeczywistość znów mnie zaskoczyła.

Mój konkretny egzemplarz wcale tyle nie spał. Co więcej dopominał się o jedzenie dokładnie, co dwie godziny. Mogłam nawet nie nosić zegarka. Wiedziałam, że jak Robak zaczyna płakać, to minęły dwie godziny. Żyłam w dwugodzinnych przedziałach niezależnie, czy był to dzień, czy noc. I tak było przez prawie rok. Myślałam, że właśnie wtedy osiągnęłam ekstremalny poziom zmęczenia.

Ale posiadanie w domu bardzo spontanicznej i aktywnej 3,5 latki i jednoczesne bycie w ciąży, znów zrewidowało moje poglądy.

Teraz kiedy na świecie jest też Groszek, wiem, że znów osiągnęłam jakiś nowy poziom zmęczenia.

Pytania bez odpowiedzi

I tak się tylko zastanawiam, czy ten cały proces kiedyś się zatrzymuje? Czy osiągamy jakiś konkretny poziom zmęczenia i zostajemy na nim, czy z czasem jest tylko gorzej i gorzej? Albo może inaczej – czy mając trójkę dzieci, jest się bardziej zmęczonym niż z dwójką? Czy może jest jakaś ilość dzieci, przy której jest się już tak samo zmęczonym niezależnie od ich ilości?

Ech, chyba sama się już zaplątałam w swoich rozważaniach. A może zamiast użalać się nad sobą, warto spojrzeć na to wszystko z zupełnie innej strony?

Każde zdarzenie, każda zmiana w życiu, która nas spotyka, wystawia nas na kolejne próby. A my, mimo zmęczenia, świetne dajemy sobie ze wszystkim radę. Pomyślcie o momentach ekstremalnego zmęczenia, jak o chwilach adaptacji do nowej sytuacji. Coś się zmieniło, musimy więc mieć czas, żeby przyzwyczaić się do zmian.

Pomyślcie, jaka drzemie w nas siła – dostosowujemy się, do każdej nowej sytuacji, znajdujemy w sobie nieskończone pokłady energii, o które nawet się nie podejrzewaliśmy. Wydaje nam się, że już więcej nie damy rady, że więcej nie zniesiemy, a potem podnosimy się z kolan i idziemy dalej. Z uśmiechem na ustach robimy, co do nas należy.

Mamy w sobie moc, mamy w sobie siłę, czasem tylko o tym zapominamy. Kiedy następnym razem pomyślisz, że dopadło Cię ekstremalne zmęczenie, przypomnij sobie, że to tylko chwilowe, że masz w sobie prawdziwą moc, żeby sobie z tym poradzić. Masz w sobie moc, by poradzić sobie ze wszystkim, co Cię spotka.

Majowywiatr.pl - logo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *